Kazanie – 2. Niedziela w Adwencie 2017

Tekst kazalny: Łk 17,20-21
Zapytany zaś przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie Królestwo Boże, odpowiedział im i rzekł: Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie, ani nie będą mówić: Oto tutaj jest, albo: Tam; oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was.

Siostry i bracia w Panu Jezusie Chrystusie!
Obchodzimy dzisiaj 2. Niedzielę w Adwencie, która to podejmuje temat przyjścia Bożego Królestwa. Bardzo ładnie to brzmi – przyjście Bożego Królestwa. Ale jak my, ludzie 21. stulecia, możemy taki fenomen zrozumieć? Królestwo? Przecież żyjemy w Republice. Najbliższe nam Królestwa to będzie Szwecja, Dania, no w ostateczności Księstwo Liechtenstein. Żadna z tych monarchii nie zbliża się jednak do naszych granic. Historyczne Cesarstwo Austro-Węgierskie, którego jako Księstwo Cieszyńskie byliśmy tu częścią, nie istnieje od 100 lat; i nie zapowiada się na to, aby ktoś chciał je wskrzesić. Ludzie, którzy oczekiwali by na powrót królestwa to dzisiaj malutkie grupki, których nikt poważny nie traktuje, za jakąkolwiek siłę.
Zupełnie inaczej było w czasach Pana Jezusa. Żydzi znów znajdowali się – mówiąc obrazowo – pod cudzym butem. Byli częścią Imperium Rzymskiego, które w tym czasie wzmacniało swoją potęgę, poprzez instytucję cesarstwa. Co prawda były jakieś elementy autonomii, był nawet król – tak dobrze nam znany Herod, aczkolwiek Judea nie miała nawet statusu prowincji, była tylko częścią Syrii. Cała „dynastia” Herodów była jednak obcego pochodzenia, co tylko mogło utrwalać niechęć Żydów do pogańskiego Króla.
Ludzie chcieli mieć swojego króla. Króla żydowskiego. Takiego jak kiedyś Dawid, czy Salomon. Takiego, dzięki któremu będą czuć dumę ze swego narodu i ze swojego państwa. Narastała więc chęć zbuntowania się Rzymowi i przywrócenia tego, co było. Od ostatniego Powstania Machabeuszów minęło już więcej jak 150 lat, rany się zagoiły, a chęć do wzięcia spraw w swoje ręce stawała się coraz silniejsza. Żydzi tamtych czasów oczekiwali na przyjście Mesjasza – dosłownie Pomazańca, choć różnie wyobrażali oni sobie Jego rolę. Właściwie można mówić o całej palecie różnorodności – a to od ekstremistycznych Zelotów – czekających tylko na wybuch wojny, po liberalną elitę Saduceuszy, którzy odrzucali wręcz koncepcję Mesjasza.
Dzisiejszy tekst kazalny pokazuje nam jednak pytanie o Królestwo Boże, zadane przez faryzeusza. Przyzwyczailiśmy się do postrzegania faryzeuszy jako tych złych – ale na tle dwóch skrajności – tj. Zelotów i Saduceuszy, Faryzeusze sprawiali wrażenie mądrej i głębokiej drogi środka. Jezus dostaje pytanie – kiedy przyjdzie Królestwo Boże? To było takie dość kontrowersyjne pytanie. Gdyby zapytano Jezusa CZY przyjdzie Królestwo Boże – to by było łatwe pytanie, no i tym samym łatwa odpowiedź. Ale KIEDY? To by dopiero była wygoda, gdybyśmy znali dokładną datę – dzień i godzinę przyjścia Bożego Królestwa. My ludzie lubimy taką wygodę – w sumie, czemu nie mielibyśmy jej lubić? To dobrze, że możemy sobie zapisać datę czegoś, co ma dla nas znaczenie. Zresztą jako parafia w każdym roku publikujemy rozkład nabożeństw na cały rok. Zero zaskoczenia.
Jednak odpowiedź, którą daje Jezus faryzeuszom, jest zupełnie inna niż ta, której można byłoby się spodziewać. Przecież na tak postawione pytanie, można się było spodziewać bądź to odpowiedzi – Królestwo przyjdzie wtedy i wtedy, albo – krótko i zwięźle – nie wiem. A Jezus daje inną odpowiedź. Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie. No i mamy problem. Zwykle niedostrzegalnie przychodzą złe rzeczy. Ciężka choroba, czy epidemia. Ulatniające się w powietrzu chemikalia. Niedostrzegalnie przychodzi złodziej. Sama zła symbolika. Tak, i co więcej, Jezus od takich skojarzeń nie ucieka, mówiąc w Objawieniu Janowym: Oto przychodzę jak złodziej.
Gdyby jednak na tym zakończyć odpowiedź Jezusa, mogło by się wydawać, że chce on pozbyć się Faryzeuszy, dając im wymijającą odpowiedź. Ale Jezus kontynuuje: oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was. Anthony de Mello – indyjski jezuita, ułożył kiedyś taką oto opowieść, która bardzo dobrze pasuje do tego tekstu Ewangelii. Pozwólcie, że ją zacytuję:
– Przepraszam panią – rzekła jedna morska ryba do drugiej
– jest pani starsza ode mnie i bardziej doświadczona, pewnie będzie mi pani mogła dopomóc. Proszę mi powiedzieć, gdzie mogę znaleźć to, co nazywają oceanem? Szukam już wszędzie – bez rezultatu.
– Oceanem jest miejsce, gdzie teraz pływasz – odpowiedziała stara ryba.
– To? Przecież to tylko woda… A ja szukam oceanu – odparła rozczarowana młoda ryba, odpływając, by szukać gdzie indziej.
Przestań szukać, mała rybko. Nie ma czego. Musisz tylko stanąć spokojnie, otworzyć oczy i patrzeć. Nie możesz Go nie zobaczyć.
Ta bajkowa opowieść, pokazuje nam na coś bardzo głębokiego, na coś czego świadomość miał Jezus, wypowiadając słowa o Królestwie Bożym, które jest pośród nas. My ludzie tak często nie dostrzegamy tego co mamy. Często dopiero kontrast uzmysławia nam, co tak naprawdę mamy. Ale nie każdy może sobie pozwolić, aby jechać – nie wiem, na drugi koniec świata, aby dzięki temu zauważyć i docenić to co ma. Tego rozpoznawania mamy się uczyć na miejscu. Mamy wokół siebie rozpoznawać to co ważne. Łatwo powiedzieć niczym owa rybka – przecież to tylko woda. Przecież życie, które żyjemy, jest takie sobie, raz lepsze, raz gorsze, raz nas zaskakuje, raz jest do przewidzenia. Nic specjalnego. Jeżeli to Boże Królestwo jest czymś wielkim, to lepiej aby przyszło z hukiem, wyraziście, z fanfarami, aby wszyscy mogli je zobaczyć, a nie tak po cichu i bez jakiegoś większego wyrazu.
Być może dlatego taką popularnością cieszą się wszystkie barwne opisy końca świata. W ramach chrześcijaństwa – a to w oparciu o fragmenty Objawienia św. Jana powstał tzw. millenaryzm – inaczej chiliazm – czyli nauka o 1 000 – letnim królestwie Bożym. Ta nauka, która w ciągu 2 000 lat chrześcijaństwa przybierała bardzo różne formy, nie może być przez nas obojętnie pominięta, kiedy to omawiamy przyjście Bożego Królestwa. Zwolennicy tej teorii twierdzą, że po wielkim ucisku i prześladowaniach przyjdzie czas powszechnego szczęścia i panowania wierzących i dopiero potem nastąpi koniec świata. Taka teoria, choć powołuje się na Biblię, przeczy biblijnej nauce, komplikuje problem powtórnego przyjścia Chrystusa, oraz jest sprzeczna z XVII artykułem Wyznania Augsburskiego, które mówi: Kościoły nasze … potępiają też innych, którzy obecnie szerzą poglądy żydowskie, że przed wskrzeszeniem zmarłych pobożni obejma rządy nad światem, zdławiwszy wszędzie bezbożników. Tak więc dla nas koncepcja Bożego Królestwa, które widzialnie przyjdzie na ziemię i będzie istnieć 1 000 lat jest nie do przyjęcia.
My mamy, drodzy, odkrywać Boże Królestwo, które JUŻ przychodzi, a którego przyjście zostanie uwieńczone ponownym przyjściem Chrystusa na ziemię – czyli tzw. Paruzją. Ale tutaj warto postawić sobie pytanie. No dobrze, wiemy, że Królestwo Boże przychodzi, ale jak to się dzieje? Wyglądam przez okno i go nie widzę. Telewizję włączam i również go nie widzę. Jak to się dzieje? Znów będzie cytat, tym razem w Dużego Katechizmu Marcina Lutra, z wytłumaczenia słów Modlitwy Pańskiej „Przyjdź Królestwo Twoje”. Reformator pisze w nim: W dwojaki bowiem sposób „przychodzi do nas królestwo Boże“: raz tu docześnie przez Słowo i wiarę, drugi raz wiecznie przez zjawienie się Pana. Królestwo Boże przychodzi docześnie przez Słowo i wiarę. Słowo i wiara to podstawowe kanały komunikacji między Bogiem a nami.
Zobaczcie, że wszystkie te opisy zwracają uwagę na to, że Królestwo Boże przychodzi. Przychodzi. Nie, że my je sobie przyciągamy. Podobnie jak zima przychodzi nie dlatego, że sobie to demokratycznie przegłosowaliśmy, ale po prostu kiedy ma przyjść, to przychodzi. Ale podobnie jak w przypadku zimy, człowiek nie ma wpływu na to, kiedy i z jaką intensywnością ona przyjdzie, to jednak coś jest po naszej stronie. Przecież do zimy trzeba się przygotować. Trzeba mieć ciepłe ubrania, czy dobre buty, zrobić zapasy drewna, węgla, albo skontrolować instalację gazową, wreszcie wymienić ogumienie w samochodzie na zimowe. Jeżeli ktokolwiek z nas by kompletnie zbagatelizował nadchodzącą zimę, było by to nie tylko straszliwe lenistwo, ale wręcz bezmyślność, która mogłaby się skończyć śmiercią.
Z przyjściem Bożego Królestwa jest bardzo podobnie. Też mamy być gotowi. I tu – na zasadzie odwrotnej analagii. Od tego, że założymy ciepłe buty, czapkę i gruby sweter nie przyciągniemy na siebie śniegu, nie przyspieszymy przyjścia zimy. Tak samo – od tego, że będziemy gotowi na przyjście Jezusa, Królestwo Boże obiektywnie nie przyjdzie. Obiektywnie nie. Ale do nas przyjdzie. Do naszych serc, do naszych domów, do naszych rodzin, do naszego zboru. To wszystko zaczyna się w nas samych, z Bożej woli, z działania Ducha Świętego.
Czy jednak rzeczywiście Boże Królestwo przychodzi do nas, do naszego zboru? Tak często mówimy, że jest źle. Owszem, w tym roku chyba historycznie, po raz pierwszy od założenia bystrzyckiego zboru będziemy mieli mniej niż 20 konfirmantów – i to razem, z obu grup językowych. Ogromny procent młodych ludzi opuszcza rodzinne strony i to potem widać jak wielki procent chrzczonych dzieci u nas, mieszka w Pradze, w Ostrawie, w Brnie, właściwie w całej Republice a nawet na zachodzie Europy. Trudno oczekiwać, że te dzieci będą tu chodzić na szkółkę niedzielną, czy też w zupełnie innym środowisku znajdą ewangelicką wspólnotę wiary.
Bym powiedział brutalnie – to królestwo Boże, to subiektywne królestwo Boże, się od nas oddala. Oddala bo dawny porządek Szkoła-Kościół-Rodzina odchodzi w zapomnienie. W szkołach brakuje dyscypliny, nauczyciele pozbawiani są autorytetu – czasem przez samych rodziców. Kościół odwiedza się odświętnie, raz za jakiś czas albo w ogóle, zresztą znów powiem brutalnie – nasz Kościół nie istnieje w debacie, w dyskusji na arenie publicznej i tym samym jego głos jest niemal zerowy – a to też wpływa negatywnie na całość. Rodzina – wystarczy zobaczyć ile małżeństw się rozpada z mało ważnych powodów, ilu ludzi ma strach z poważnym zaangażowaniem się w małżeństwo, w rodzinę, ilu ludziom jest to kompletnie obojętne, ile tej obojętności wlewa się w relacje rodzinne, jak to wpływa na dzieci i ich wyobrażenie świata.
Jeśli upadają, zanikają wszelkie autorytety, to w jaki sposób oczekiwać na Królestwo? Przecież Królestwo jest ze swej natury założone na autorytecie. Oczywiście jego autorytet jest inny niż autorytety tego świata. Nie można Królestwa Bożego budować z ziemskiego błota. Królestwo Boże przychodzi do nas. Szykujmy się więc jak na nadejście zimy. Szykujmy się i módlmy się o szkoły – aby uczyły dzieci szacunku i odpowiedzialności, módlmy się o zbory – aby były miejscem miłosierdzia i prawdy, oraz za rodziny aby uczyły miłości i zaufania. Królestwo Boże przychodzi. A my – prostujmy nasze drogi, bo Adwentu nadszedł czas. Królestwo Boże przychodzi, a my nie bądźmy jak głupie panny ze znanej historii ewangelijnej, które wzięły lampy, ale zapomniały oliwy. Bądźmy gotowi a ową gotowość sprawdzajmy i rozwijajmy w każdy dzień naszej ziemskiej pielgrzymki, aby gdy przyjdzie Oblubieniec – Król Jezus Chrystus, znalazł nas przygotowanych. Amen.

Comments are closed.